Rok szkolny 2018/2019

  • Drukuj

Rok szkolny 2018/2019

Konkurs Twórczości Dziecięcej

„Z literaturą za pan brat”

2018/2019

Mistrzyniami pióra klas 4-8 zostały

Patrycja Kruszczyńska z klasy 7 a oraz Magdalena Jankowska z klasy 7 b za kreatywność i sprawność warsztatu literackiego.        

Wyróżnienia  uzyskała

Kinga Jasińska z klasy 5 e za twórczość literacką.

GRATULUJEMY!

Wyboru dokonała komisja w składzie:  mgr  Edyta Meredyk-Szczesiak,   mgr Dorota Świtaj,  mgr Marta Projs,    mgr Urszula Wieńska 

Poniżej prezentujemy prace uczniów.

„Sharllot”

Rozdział 1

Wagonik. Tor. Pętle. Wzniesienia. Naprawdę?! Dałam się na to namówić? Ciekawe, ile osób spadło już głową w dół ze szczytu tej pętli. Chociaż może raczej karkiem w dół, bo żeby wsiąść na taką kolejkę górską, trzeba by wpierw zostawić głowę wraz z rozumem i rozsądkiem na wieszaku. Albo w supermarkecie, jak to zdarzyło się mojemu wujkowi. Tak, zostawił kiedyś głowę w sklepie. Do tego w dziale z orzechami, na które miał uczulenie. Gdy już odzyskał łepetynę (wraz z łysinką świecącą nieraz bardziej niż słońce) myślałam, że wykicha z siebie nos na lewą stronę. Pewnie wielu ludziom wydaje się to śmieszne i niedorzeczne, ale w mojej rodzinie wszystko się może zdarzyć, a to wszystko dość długa historia. Całej zresztą sama nie znam. Wiem na razie tylko, że w naszej rodzinie każdy ma jakąś niezwykłą cechę. Znaczy się, każdy, oprócz mnie. Już od dawna boję się, że nigdy nie znajdę swojej mocy. A co jeśli przez to inne takie rodziny mnie wyśmieją? Lub jeżeli odnajdę swoją cechę, będąc staruszką?

-Sharllot Soser proszona jest do bezwzględnego uśmiechania się podczas jazdy.

            Głos pracownika wesołego miasteczka z początku, gdy wybrzmiał moje pełne imię i nazwisko, przestraszył mnie nie na żarty. Szybko jednak zorientowałam się, że to tylko mój brat, Tom. Był ode mnie o rok starszy (co nie oznacza, że mądrzejszy) i jego darem było naśladowanie dosłownie każdego dźwięku, jaki kiedykolwiek usłyszał. Mógł też sprawić, aby osoba, która go słucha, odniosła wrażenie, że głos dobiega z innego miejsca, niż w rzeczywistości. Tak też zrobił przed chwilą, aby jego głos wybrzmiał z megafonu. Teraz wsiadł obok mnie do czerwonego wagonika z czarnymi strzałami. 

-Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne -odparłam.

-Naturalnie! Przecież ja zawsze jestem śmieszny! -na to stwierdzenie chciało mi się płakać ze śmiechu.- A już najśmieszniejszy jestem, gdy oglądam Kabaret Młodych Panów!

            To trzeba mu przyznać. Jego śmiech jest śmieszniejszy od całego występu.

-Chyba zaraz ruszamy -spróbowałam zmienić temat.

-Mam nadzieję. Cieszysz się?- spytał podekscytowany.

-Tak, i to jak bardzo-odparłam tak sarkastycznie, jak tylko mogłam.

-Ja też! Już się nie mogę doczekać tej pętli! -naprawdę, był aż tak nierozgarnięty, żeby nie załapać ironii? Miałam wrażenie, że nawet kot obserwujący nas ze swojej zwykłej, leniwej natury wywraca niebieskimi oczami. Wydawał się przez to mówić: ,,Chyba więcej nie wytrzymam z tym kolesiem...''. Już miałam mu wyjaśnić znaczenie sarkazmu, ale doszłam do wniosku, że prędzej nauczę kamień zwijać się jak naleśnik, niż mój rodzony (chyba) brat mnie zrozumie. Zresztą nie zdążyłabym mu pokazać języka, bo kolejka ruszyła.

            Od razu przyszedł mi do głowy wiersz Juliana Tuwima ,,Lokomotywa”, bo nasz wagonik wpierw ,,powoli jak żółw” zaczął wtaczać się na szczyt nie tylko mojej cierpliwości, ale i jednego ze wzniesień. Póki wlekliśmy się tak wolno, zerknęłam do tyłu. Zamurowało mnie. W którym to wagonie siedziały te grubasy z kiełbasami? Nie wiem, ale w tej ,,lokomotywie” dwa spaśluchy wybrały sobie miejsca akurat za mną. Niech im tylko nie przyjdzie do głowy dostać choćby najmniejszych mdłości!

            Tom odwrócił się, żeby zobaczyć, co mnie tak przeraziło i parsknął zabawnym śmiechem. Nie zdążyłam się jednak uśmiechnąć, gdyż kolejne wersy wiersza same wyrecytowały się w mojej głowie. ,,Nagle gwizd! Nagle świst!”. Nagle trzeszczenie! Tak ma być, czy wagonik zmęczył się tymi tłuściochami? Nie wiem, ale bynajmniej nie brzmiało to uspokajająco... I co teraz? Nie chcę skończyć jak pies, który jeździł koleją!

            Przewierciłam wzrok z wagonika na Toma.

-Spokojnie, wyluzuj. Ostatnio też tak grzechotało.- ,,uspokoił” mnie, przekrzykując ,,gwizdy” i ,,świsty”.- Bla, bla, bla -mówił coś jeszcze, ale go nie słuchałam. Byłam zajęta odmawianiem trzeciej dziesiątki różańca. Nosiłam go zawsze przy sobie. Był jedyną pamiątką po moim zmarłym dziadku, czyli jedyną zdrowo myślącą osobą w rodzinie, którą znam, oprócz mnie i mamy (dla jasności, taty jeszcze nie znałam).

            Wtedy właśnie kolejka ,,szarpnęła wagony” i ruszyła przed siebie, przez co koraliki wyślizgnęły mi się z mokrej od potu ręki i z cichym łoskotem spadły na ziemię.

                                                                                               Magdalena Jankowska, klasa 7b, 2019 r.

 

„Pokochać wroga”                                                                                            

                                                                                              Warszawa, 11.02.1940 r.

                                                                 Do X?

     Hans. Tak naprawdę co o nim wiem?

Jego ojciec porwał nas, by ukarać syna za kontakt ze mną. Cierpiał zapewne bardziej niż ja, widząc mój ból na torturach. Wielokrotnie uratował mi życie, zresztą ja jemu również. Przeżyliśmy razem trudne chwile. Były też te dobre. Do dziś pamiętam, jak jeździliśmy niemieckim wozem, bardzo pijani, po Warszawie. Potem on zniknął. Szukałam go. Przepłakałam wiele nocy, sądząc, że leży martwy w jakimś rowie. Przypadek sprawił, iż się znalazł i to żywy. Okazało się, że musiał odbyć jakieś szkolenie. No tak, przecież był synem niemieckiego generała. Sprawy zaczęły się komplikować, gdy Polacy z mojego oddziału dowiedzieli się o mojej zdradzie. Ścigali mnie. Podczas ucieczki zostałam postrzelona. Była nieprzytomna przez kilka dni. Gdy się obudziłam, Hans spał na siedząco obok mnie. Emilka, moja przyjaciółka, wyjawiła mi, że cały czas czuwał przy mnie. Wówczas zrozumiałam, co do niego czuję.                                                                                                                                     

     Przeżyjemy tę idiotyczną wojnę. Nawet jeżeli mielibyśmy dążyć do tego po trupach. Przeżyjemy, bo mamy siebie.

                                                                                                              Gabriela Weryń    „Gabi” 

              Patrycja Kruszczyńska, klasa 7a, 2019 r.

 

INNA 

- Ofiara!

- Potwór!

- Kretynka!

- Wiedźma!

Muszę tego słuchać praktycznie całe życie. W podstawówce i gimnazjum dało się jakoś wytrzymać, ale w liceum zaczął się istny koszmar. Nie poprzestali na wyzwiskach. Teraz doszły także prześladowania. Na przykład: siedziałam spokojnie przed klasą, czytając książkę, aż tu ktoś mi tę książkę kopnął, odrzucając gdzieś daleko. Ten ktoś to Karina – największa zołza świata. Upokarza mnie przy każdej okazji. Często mam ochotę wyrwać jej wszystkie blond włosy i wydrzeć się na cały głos: ,,Dlaczego, do jasnej cholery, ja?!’’.

Próbuję podgłośnić muzykę, którą  słyszę przez słuchawki, ale okazuję się, że głośność jest już maksymalna. Wzdycham zrezygnowana. Czasami trudno tak żyć. Marzę tylko o tym, by skończyć osiemnastkę, wyprowadzić się z domu dziecka i ukończyć szkołę. Wiem, że na początku będzie trochę trudno, bo nie mam żadnej rodziny i nikt mi nie pomoże, ale cóż. Dłużej w tym okropnym sierocińcu nie wytrzymam. Całe życie tam siedzę. Patrzę, jak wszyscy moi koledzy odchodzą zaadoptowani przez nowe rodziny. Mnie nikt nie chce wziąć pod swój dach. Może to przez moje ciche i nieśmiałe usposobienie, a tak naprawdę jestem towarzyska, ciepła oraz odważna i lojalna. Nikt mnie nie zna. Większość (jeśli nie cała szkoła) uczniów uważa, że jestem dziwną, cichą, niską, białowłosą dziewczyną. A skoro już mówimy o włosach, to są one bardziej srebrne niż białe. Gdy padają na nie promienie słońca, wręcz się świecą. Część uczniów myśli, że je pomalowałam, albo że uprawiam jakąś czarną magię. Ale prawda jest taka, że nic z nimi nie robię. Mam taki kolor od urodzenia. Przynajmniej tak twierdzi opiekunka, która mnie znalazła pod drzwiami sierocińca.

                                                                                                     Fragment opowiadania „Inna” 

                                                                                                 Patrycja Kruszyńska, 7a, 2018/2019

 

 

,,Księżniczki Disneya. Złamanie przysięgi przyjaźni”

     Dawno, bardzo dawno temu żyły sobie księżniczki Disneya. Każda z nich wiodła własne życie. Jednak los sprawił, że czternaście księżniczek zostało uprowadzonych przez złe wiedźmy na odległą wyspę Skale. Nikt nie spodziewał się, by trzy wiedźmy mogły przenieś czternaście księżniczek. Nastał dzień, Aurora wstała, rozejrzała się dookoła i posmutniała. Nie widziała swojego męża Filipa i dzieci, otaczały ją tylko nieznane osoby. Księżniczka pomyślała chwilę i powiedziała:

- Co ja tutaj robię?! Gdzie ja jestem?!

Niestety, nie znała odpowiedzi na zadawane sobie pytania.

(…)

Na Skale zapadła noc. Wszystkie księżniczki spały. Nagle zjawiły się siostry Swicht.

- Jesteśmy na miejscu siostry – rzekła Icei.

- Którą księżniczkę wybieramy? – zapytała Milena.

- Aurora odpada, siostry – powiedziała Filomena.

- Niby dlaczego?! – zdziwiła się Milena.

- Zapomniałam! W przepowiedni była także wzmianka, że jedna księżniczka zjednoczy pozostałe i czarownice zmienią się w ozdobne kule. - Wiem! Wybierzmy Anastazję, ponieważ Laspitunowi, naszemu kuzynowi,  nie udało się – odparła Icei.

- Dobry pomysł! – krzyknęły Filomena z Mileną.

(…)

Po pięciu dniach na Skale dopłynął  statek królewski z Skrzynlandii. Księżniczki bardzo się ucieszyły, widząc swoje rodziny. Po wesołych powitaniach, weszli na statek i odpłynęli do swoich domów. Od tego czasu wszyscy się przyjaźnią.

 

                                                                                                                Fragmenty opowiadania

                                                                                                                 Kinga Jasińska z klasy 5e

 

„Do Czarnogóry”

Śliczna, mała Czarnogóro,

matko morza, gór.

Od ciebie by pożyczył

cudów czarny wór.

Czarny na pamiątkę

twej ciemnej nazwy,

w której twoje góry

także się znalazły.

Daj okruszek góry,

szczyptę morskiej soli,

odrobinę ciepła,

troszkę wolnej woli.

Daj cud całemu światu.

Ile możesz najwięcej.

Niech to, o czym nie wiedzą,

zobaczą czym prędzej.

 

     Magdalena Jankowska 7b, 2018/2019